poniedziałek, 17 marca 2014

Rodzi nam się nowa lewica!




Proszę mi wybaczyć prowokacyjny tytuł, ale jesteśmy świadkami ostatecznej zmiany „kursu linii partii”, która idzie do władzy. Mowa oczywiście o Prawie i Sprawiedliwości i ich nowym programie wyborczym zaprezentowanym na niedawnym konwencie. Od razu wyjaśnię dlaczego postanowiłem napisać tekst polityczny. Z prostej przyczyny – to politycy ustalają w naszym kraju prawo i od tego jakie ono będzie zależeć będzie siła bądź słabość naszej gospodarki. Ideałem oczywiście jest rozdzielenie gospodarki i polityki, ale jak na razie chyba nie zanosi się na to, niestety. A im większa władza polityków na gospodarką, tym mniejsza wolność, większe możliwości manipulowania i to co najbardziej chyba najbardziej zabija polską przedsiębiorczość – biurokracja i wysokie koszta.

Na lewo patrz!

Jakiż to bajeczny program ma partia idąca do władzy? Już w trakcie wystąpienia prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego oraz projekcji ramówki doskonale widać było, że składa się on z szeregu obiecanek oraz potężnego nacisku na pomoc socjalną państwa. Rzecz ważna, jest to program, którego nie powstydziłby się nawet bardzo popularny na lewicy, założyciel Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej (nazwa jest oczywiście myląca, bo cała ta kancelaria o żadną sprawiedliwość nie walczy, zaś o sprawiedliwości społecznej będzie innym razem) Piotr „mam Cię zabić” Ikonowicz czy szef OPZZ Jan „kasssssa” Guz.

Autorzy programu tak kreślą swoją koncepcję rozwoju gospodarczego – „Na świecie zwyciężyło przekonanie, że na państwie spoczywa obowiązek prowadzenia polityki gospodarczej, która umożliwi wyjście z kryzysu. Jest to koncepcja nowoczesnego interwencjonizmu państwowego, bez którego nasze państwo może jedynie zmniejszać dolegliwości wynikające z kryzysu, ale nie jest w stanie wyzwolić Polski z pułapki średniego wzrostu”. Brawo. Zatem czym jest ten tajemniczy „nowoczesny interwencjonizm”? Nie wiadomo, ale autorzy tego bubla dają tylko mętne wyjaśnienie o tym, jak to źle rządzi obecna władza. Od razu po tym autorzy przechodzą do tematu związanego z gospodarowaniem unijnych miliardów w latach 2014-2020, które należy dodatkowo zasilić ze środków własnych, oszczędności przedsiębiorstw państwowych i nadpłynności banków, po czym przekazać je na dopłaty bezpośrednie dla rolników. Nie muszę chyba dodawać, że wiąże się to wszystko z podniesieniem podatków by wszystkie te brednie zrealizować.

Bilion złotych

Nowym cudem jest powtarzany ostatnio przez polityków PiSu tajemniczy bilion złotych. Prawo i Sprawiedliwość ma zamiar pozyskać go poprzez stworzenie nowych spółek skarbu państwa jako towarzystwa inwestycyjne. Mówiąc wprost – powstaną kolejne legowiska dla kolesi. Kolejnym sposobem pozyskania biliona złotych jest „udomowienie banków” czyli mówiąc wprost – nacjonalizacja. Niemal zawsze wiąże się to z wyższymi kosztami ich usług (porównajcie np. taki mBank i PKO), co dla tonącego w długach społeczeństwa będzie miało katastrofalne skutki. Program nie przewiduje natomiast nie przewiduje likwidacji tzw. Składek ZUS, PIT i CIT. Obiecująco wygląda za to pomysł obniżenia podatku VAT o 1 % oraz CIT dla przedsiębiorców zatrudniających co najmniej trzech pracowników, natomiast fatalne w skutkach okaże się opodatkowanie dużych sklepów czy hipermarketów. Jak wiadomo podwyższone podatki zapłacą klienci, którymi jesteśmy wszyscy. Nie wykluczam również zwolnień w tym sektorze. Istne kuriozum.

Państwo nadopiekuńcze

Według prezesa Kaczyńskiego obecny system świadczeń socjalnych jest zbyt niski, postuluje więc jego rozbudowę. Jesteśmy rekordzistami Europy jeśli chodzi o niski wiek emerytalny oraz ilość „rencistów” (w cudzysłowie, bo żeby wyśrubować taki wynik musielibyśmy mieć co tydzień wojnę światową). No nic, prezes chce po prostu powtórzyć cud Kuronia, który zrobił ze zdolnej młodzieży kończącej studia ludzi niezaradnych życiowo poprzez „z automatu” przyznanie im różnego rodzaju zasiłków (a opłacali je podatnicy – dlatego miał miejsce wtedy krach na rynku pracy).

W nowym programie kuriozalnie wygląda również traktowanie rolników, którzy są przedstawiani jako grupa dyskryminowana i chce podwoić środki na dopłaty z 5 do 10 miliardów euro. Chodzi tu oczywiście o odebranie elektoratu tonącego w końcu PSL.

Pozytywnym aspektem programu jest natomiast polityka prorodzinna, gdzie rodziny posiadające dzieci będą mogły liczyć na dodatkowe środki za każde dodatkowe dziecko. Nie ma niestety wyjaśnienia skąd wziąć te ogromne sumy. Nie muszę chyba dodawać kto zapłaci za te wszystkie projekty.

Populizm i Socjalizm

Zachęcam oczywiście wszystkich do udziału w wyborach. Oczywiście odradzam głosowania na te różne partie, które zadłużają nasz kraj i zrzucają spłatę długów na następne pokolenia. PiS przez długi już czas królował w sondażach, jednak tendencja jest lekko zniżkowa. Stąd pewnie ten pomysł by sięgnąć po elektorat SLD, PSL czy PO. Sam Rzecznik SLD Dariusz Joński oskarża Jarosława Kaczyńskiego o próbę kradzieży lewicowych wyborców. Zatrważa jednak sposób w jaki PiS traktuje polskie społeczeństwo – jako bezradnych ludzi, którzy nic nie potrafią. Wszystko ma zrobić za nich państwo (czytaj urzędnik). Historia dowiodła już nieraz, że takie traktowanie obywatela w dłuższej perspektywie czasu łamie mu kręgosłup moralny, robi z niego bezwolną inwalidę i przede wszystkim niszczy przedsiębiorczość.

Jesteśmy społeczeństwem postkolonialnym. Przez pół wieku byliśmy sowiecką kolonią. I oto, bez mała ćwierćwiecze po przemianach, znów chcemy stać się kolonią, tym razem w sensie duchowym. Społeczeństwo polskie ma niestety to do siebie, że wierzy w cuda i obietnice. Kiedyś Wielka Brytania i Francja obiecały nam pomoc (to osobna kwestia o co im chodziło tak naprawdę), później mieliśmy różne ekipy rządzących i zawsze to samo. „Przyszedł Panie taki jeden, naobiecywał i nic. Przyszedł kolejny, naobiecywał jeszcze więcej i znowu nic!”. Nie dochodzi do społeczeństwa taka myśl, że cudów nie ma, że trzeba wziąć się do roboty.

Osobną kwestią jest katastrofa smoleńska. Trzeba to oczywiście wyjaśnić. Ale zapewniam, że można to zrobić bez pogrzebania gospodarki. Program PiS oznacza tylko i wyłącznie katastrofę ekonomiczną Polski. Czysty populizm i socjalizm.

Piotr Adamski

sobota, 15 marca 2014

CEL! PAL!

CEL - PAL

            Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego niektórzy ludzie podejmując jakieś postanowienie wytrwale je realizują i doprowadzają do końca, gdy w tym samym czasie inni w połowie drogi zarzucają swój pomysł? Warto wspomnieć jeszcze o tych, którzy na samym pomyśle kończą. Poprzestają jedynie na pobożnych życzeniach, nigdy nie zabierając się za ich realizację.
          Jeśli zaliczasz siebie do pierwszej grupy ludzi - GRATULUJĘ! Nie czytaj dalej, ale zajmij się realizacją swoich postanowień. Jeżeli jednak częściej zdaża Ci się odpuszczać i rezygnować, chciałem podzielić się z Tobą moimi refleksjami.
            Przede wszystkim musisz wiedzieć, że nie jest istotne, czego to "dobre postanowienie" dotyczyło. Mogło to być zarówno niejedzenie słodyczy w poście, wstawanie o określonej porze, systematyczne oszczędzanie, rzucenie palenia, rozpoczęcie biegania, czy przejście na dietę. Dla jednych pewne rzeczy mogą wydawać się banalne, dla innych będą one nieosiągalne. Ty zajmij się przede wszystkim sobą i swoim postanowieniem.

Na marginesie: uważam, że użycie sformułowania "dobre postanowienie" nie jest odpowiednie.  Na potrzeby tego artykułu, będę używał jednak tego skrótu myślowego. Dlaczego "dobre postanowienie" opisuję szczegółowo w innym miejscu.

Co na początek? 

 

CEL

          W prosty, jasny i bardzo konkretny sposób określ to, co jest twoim celem. Im będzie on bardziej sprecyzowany, tym większa szansa na jego osiągnięcie.
Jak możesz dojść do mety, skoro nawet nie wiesz, gdzie ona jest? Dryfujesz przez życie będąc trochę tu, trochę tam...  Robiąc wszystko i nic (jak zajączek pracujący na budowie, który biegał i nie miał czasu załadować taczki). Jeśli nie będziesz miał jasno wytyczonego celu szybko okaże się, że kręcisz się
w kółko i tak naprawdę nie ruszyłeś się z miejsca. 

WIZUALIZACJA

        Nie jestem zwolennikiem NLP, ani technik typu "czary mary" i stanie się samo. Jednak w moim przekonaniu wizualizacja jest potrzebna do tego, żeby nie stracić z oczu celu.
W zespole terapeutów i osób zajmujących się pomocą, z którymi dane mi było pracować przez prawie trzy lata, zawieraliśmy roczne kontrakty wśród pracowników. Polegały one na tym, że w kilku sferach
(np praca nad sobą, życie osobiste, czy praca zawodowa) omawialiśmy to, co chcemy zmienić
w naszym życiu oraz to, w jaki sposób zamierzamy to osiągnąć. Miały to być konkrety. Nie żadne tam dyrdymały typ: "Chcę być lepszym pracownikiem". Konkrety! "Chcę się bardziej przykładać do pracy." Konkrety! "Chcę być bardziej zaangażowany." Konkrety! "Nie będę się spóźniał." No to jest jakiś konkret! Teraz tylko pytanie, jak to zrobić? Jakieś pomysły? Wychodzić 5 minut wcześniej na autobus,
a materiały do pracy przygotowywać wieczorem dnia wcześniejszego. Nasze kontrakty i sposób ich realizacji zapisywaliśmy i wieszaliśmy w kilku miejscach, na które patrzyliśmy kilka razy w ciągu dnia:
w kalendarzu, na tablicy ogłoszeń, przy monitorze, przy biurku. Zarówno w miejscu pracy, jak i w domu. Dlaczego? Spoglądając co jakiś czas na to, do czego się zobowiązaliśmy, po prostu nie mogliśmy o tym zapomnieć.
        Ogromna mądrość jest starym łacińskim przysłowiu: "słowo zapisane pozostaje", w przeciwieństwie
do słów tylko wypowiedzianych, które bardzo szybko ulatują.

WYTRWAŁOŚĆ

      Masz już przed oczami jasno sprecyzowany własny cel? Podziel go teraz na małe etapy, w jakich zamierzasz go osiągnąć. Nie przebiegniesz pełnego maratonu, jeśli od kilku lat wcale nie biegałeś. Najpierw ustal dystans 5 km, później 10, 15... Pamiętaj - nie da się schudnąć 15 kilogramów w ciągu tygodnia, ale w ciągu roku?  Jak najbardziej! Zamiast przeceniać to, co możesz osiągnąć w krótkim czasie, naucz się doceniać to, co możesz osiągać w długiej perspektywie stosując małe kroki - odpowiednie do twoich aktualnych możliwości.
Zacznij już dzisiaj. To ważne - dzisiaj! Nie jutro, nie za tydzień , nie kiedyś tam... DZISIAJ!
Jutro to jedyny dzień, który nie nadchodzi nigdy.
Zatem... do dzieła.
CEL! - PAL!

/Ryfek/

wtorek, 11 marca 2014

Oszczędzanie - od czego zacząć?

          Od czego zacząć myśląc o oszczędzaniu? Od wydatków! Większość ludzi uważa, że aby oszczędzać, trzeba dużo zarabiać. To błąd. Przede wszystkim musisz wziąć pod lupę swoje wydatki. Ile wydajesz regularnie na mieszkanie, jedzenie, paliwo, ubrania, rachunki, rozrywkę? Masz tego świadomość, czy raczej jest to przypadek? Następnie sprawdź ile pieniędzy wydajesz w ciągu miesiąca
na rzeczy, które są nieplanowane. Jak to zrobić? Najprostszym sposobem jest skrupulatne zbieranie wszystkich rachunków, a następnie spisywanie i sumowanie kwot wydanych na artykuły, których nie zamierzałeś kupić, a jednak dziwnym trafem znalazły się na twoim paragonie.  Wymaga to systematycznego przyłożenia i trochę czasu. Jednak bez poznania prawdy i bez przyznania się do niej, nie możemy mówić o jakiejkolwiek zmianie. Aha... ważna kwestia. Żeby to naprawdę do Ciebie dotarło, żebyś zobaczył na własne oczy, w jakiej jesteś sytuacji finansowej się znajdujesz, wszystko to spisuj na kartce. Będziesz miał to czarno na białym i nie wyprzesz się tak łatwo. Trudniej Ci też będzie o tym zapomnieć.


         Podstawą każdej terapii (psycho-, rodzinnej, uzależnień, itp) oraz każdego leczenia, jest zrobienie diagnozy i przyznanie się do prawdy, nawet gdyby była ona dla nas przerażająca. Czy może rzucić palenie ktoś, kto uważa, że właściwie to on nie jest uzależniony, a pali dlatego, że lubi? Weźmy inny przykład. W lepszej sytuacji jest ta osoba, u której podczas badania wykryto śmiertelną chorobę we wczesnym stadium i teraz z nią walczy, czy może inna (chorująca na to samo), jednak omijająca lekarzy szerokim łukiem i żyjąca w nieświadomości? Podobnie jest z całym naszym życiem. Na początku każdej przemiany musi być prawda. "Poznacie PRAWDĘ, a PRAWDA was wyzwoli" (J8,32).
           Jak wyglądała prawda w moim przypadku? Okazało się, że w ciągu miesiąca kilkukrotnie zostałem "naciągany" na kawę na stacji benzynowej, tygodniki opiniotwórcze (których z racji różnych obowiązków nie byłem w stanie przeczytać od deski do deski), gumy do żucia, drobne słodycze... Wszak czymże jest 7 zł za kawę wydanych przy 400 zł za paliwo, albo 5 zł za tygodnik, 4-pak jogurtów w promocji, czy gumę do żucia przy okazji robienia dużych zakupów markecie. Do momentu zbierania paragonów zupełnie nie zauważałem tych wydatków. Przeżyłem szok, kiedy się okazało, że lekko wydaję ok 100 zł na rzeczy, których bym nie kupił, gdyby nie były wyeksponowane akurat przy kasie, gdyby nie pachniały na cały sklep, albo gdyby miła pani z obsługi mi ich nie zaproponowała.
          Jeśli po miesiącu sprawdzania każdego paragonu okaże się, że wydajesz zdecydowanie za dużo na  zakupy dokonywane pod wpływem chwili, masz dwie możliwości. Pierwsza: przyznać, że tak jest, jednocześnie uśmiechając się i dodając, że nie potrafisz tego zmienić; że już próbowałeś oszczędzać i że nic z tego nie wyszło. Tak robi zdecydowana większość ludzi. Jeżeli więc chcesz mieć to, co większość i żyć tak, jak większość, to powinieneś wybrać tę drogę. Druga możliwość to ograniczenie zakupów przypadkowych, dokonywanych pod wpływem emocji. Jest to początek robienia porządków z budżetem domowym. 
        Rozumiem Cię, że chciałbyś móc odkładać od razu 1000 zł miesięcznie i szybko się wzbogacić. Jeśli jednak nie nauczysz się odkładać 100 zł, jakże będziesz potrafił odkładać 1000? Czy udało się komuś kiedykolwiek wskoczyć na Mount Everest? Jasne, że nie! Ale wielu udało się zdobyć ten szczyt idąc krok za krokiem. Powoli, mozolnie - lewa, prawa. lewa, prawa, kiedy trzeba robiąc przerwy ze względu na zmęczenie i złą pogodę. 
        Chcesz zmienić swoją sytuację finansową?  Mówię Ci: PRZESTAŃ SIĘ SZARPAĆ Z FINANSAMI, ZACZNIJ NIMI ZARZĄDZAĆ. Zacznij od zrobienia porządków i odkładania małych kwot. Zdziwisz się wynikami, jakie osiągniesz.

poniedziałek, 10 marca 2014

Bezrobotni absolwenci


               Kilka dni temu przeczytałem artykuł raportujący sytuację na rynku pracy wśród absolwentów poszczególnych uczelni i kierunków. Specjaliści (na podstawie danych o bezrobociu) doradzali,
co warto studiować. Najlepiej wypadły uczelnie techniczne i kierunki ścisłe. Najsłabiej humanistyczne - pedagogika, politologia i socjologia. Do drugiej grupy dorzucono jeszcze turystykę i rekreację.
Artykuł traktował raczej o skutkach niż o przyczynach. Problemem przecież nie jest mały popyt
na absolwentów konkretnych kierunków, ale niskiej jakości podaż. Czyli? Czyli poziom nauczania oraz to, jacy maturzyści wybierają daną uczelnię, czy kierunek.
                W pierwszym momencie pomyślałem, że przecież znam całkiem sporo pedagogów lubiących swoją pracę i zarabiających niezłe pieniądze. Podobnie w przypadku politologów i socjologów. Znam także osoby po turystyce, które są pilotami wycieczek, przewodnikami, czy rezydentami - generalnie robią to, co kochają i nie narzekają na zarobki. Mało tego, znam takie miejsca pracy, które chętnie przyjmą osoby po pedagogice (a w powszechnej opinii po tym kierunku ZATRUDNIENIA NIE MA). Trzeba spełnić tylko jeden warunek - CHCIEĆ PRACOWAĆ. Tak, CHCIEĆ PRACOWAĆ... z wysiłkiem, zaangażowaniem, nie odwalając chałtury i nie traktując swojej pracy, jako uciążliwej przerwy między weekendami.
               Problem leży w tym, że ludzie nie wiedzą czego chcą, nie wiedzą czym się interesują, nie znają swoich prawdziwych pasji i talentów. W związku z tym nie wiedzą, czym chcieliby się zajmować
w przyszłości. Także pod kątem zawodowym.

Liceum... i co dalej?

               Trzeba iść na studia. Nie można nie pójść. Co by na to powiedziała rodzina, sąsiedzi, znajomi? "Twoja kuzynka kończy już drugi kierunek, a ty nawet jednego nie zaczniesz"? Tylko, który wybrać? Na ten, na który najłatwiej się dostać? Na ten, na którym nie trzeba się przemęczać? Po którym będzie praca? Po którym będzie największa kasa? A może... żeby było raźniej ten, na który idą kumple? Szczerze współczuję ludziom, którzy przy wyborze studiów kierowali się tymi kryteriami... Jak można być najlepszym w czymś, czego się nie lubi i do czego trzeba się zmuszać? Jak można się zaangażować z pasją w coś, co nie jest zgodne z nami?

               Przychodzi mi na myśl przykład ze sportu. Zbyszek Bródka - chłopak, który przez wiele lat trenował w białostockim klubie short track. Był w tym przeciętny. Natomiast niedługo po tym, jak z krótkiego toru przeniósł się na długi, został mistrzem. Dla takiego laika jak ja wydawałoby się, że obie dyscypliny to łyżwiarstwo i właściwie różnice są niewielkie, a jednak. Tak, to prawda, że wcześniejsze lata treningów były mu potrzebne. Wyrobiły w nim kondycję, chart ducha, silną wolę, ale prawdziwy sukces odniósł dopiero wtedy, gdy zmienił uprawianą przez siebie dyscyplinę.

Wracając do studiów...


                W swoim życiu miałem możliwość studiowania 3 kierunków na 3 uczelniach. Były to turystyka i rekreacja, filozofia oraz pedagogika resocjalizacyjna. Przeważająca większość ludzi, z którymi studiowałem na roku nie wiązała swojej kariery zawodowej z kierunkiem studiów (wyłączając filozofię). Zadziwiający jest fakt, że znakomita większość mówiła: "Nie wiem jeszcze co chcę robić w życiu, ale na pewno nie to." WIĘC CO? Ludzie z mojego najbliższego otoczenia, którzy odnieśli i nadal odnoszą sukcesy, także finansowe, ROBIĄ TO, CO KOCHAJĄ. Nie ma wśród nich nikogo, kto byłby sfrustrowany swoją pracą.  I nie może być inaczej. Jak można angażować się w pracę, jeśli szczerze się jej nienawidzi. Jak można być najlepszym w tym, co się robi, jeśli się w to nie zaangażuje ze wszystkich sił? Jak można zarabiać najwięcej jeśli nie jest się najlepszym w tym co się robi?
                 WNIOSEK: odnajdź swoją prawdziwą pasję, misję, powód dla którego żyjesz i ZACZNIJ ROBIĆ TO, CO KOCHASZ! Brzmi jak bajka? Dla mnie nie. Nie twierdzę, że to jest łatwe. Twierdzę, że to jest możliwe. Może obok czasu spędzonego na analizie trendów w zatrudnieniu i w gospodarce warto poświęcić trochę czasu na przeanalizowanie siebie i swojego powołania? „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt3,2). "Nawracajcie się", czyli zmieńcie swoje myślenie i działanie. Wówczas Królestwo wcale nie przybliży się do was, ale wy nauczycie się tak patrzeć, by dostrzec, że to Królestwo jest przez cały czas blisko. Na wyciągnięcie ręki.
                 Jeżeli jednak młodzi sugerować się będą przede wszystkim wyznaczanymi przez specjalistów trendami, to za kilka lat będziemy mieli takich lekarzy i matematyków (według statystyk te dwa kierunki dają największą szansę zatrudnienia), jakich mamy dzisiaj, za przeproszeniem, pedagogów, socjologów i turystów. Sfrustrowanych, narzekających na wszystko, a przede wszystkim przekonanych, że w tym zawodzie pracy nie ma.
/Ryfek/

czwartek, 6 marca 2014

O wolności!

         
                 
 

O wolności!

Wolność jest jak zdrowie. Rozumiemy, co znaczy i jak wiele jest warta, gdy jej nie mamy. Przez ponad wiek Polacy walczyli w, przegranych niestety, powstaniach. Walczyli o wolność. Niezwykłe wręcz szczęście sprawiło, że trzej zaborcy ponieśli klęskę w Wielkiej Wojnie i Polska znów wybiła się jako państwo niepodległe. Dwie dekady trwał ten stan, gdy wybuchła kolejna wojna i na pół wieku znów byliśmy pod butem okupantów. Walka jednak trwała, aż do przemian politycznych i odejściu w niebyt Polski jako państwa komunistycznego.

Jaki kraj zastajemy po ćwierćwieczu? Odpowiedź na to pytanie jest trudne. Osoby nie interesujące się polityką ani finansami na pewno powiedzą, że to państwo jest super. Jednak gdzieś tam z tyłu głowy kołacze się myśl wręcz odwrotna. Nie powiedzą tego jednak na głos. Podobnie postąpi ze względów koniunkturalnych większość osób mających wiedzą o finansach.

Wolność, rozumiana jako niezależność finansowa, jest tak samo ważna jak niepodległość. Kolejne Rządy nieubłaganie prowadziły nas jednak na manowce w postaci państwa opiekuńczego, socjalnego. Dziwna myśl, że urzędnicy wiedzą jak najlepiej wydać nasze pieniądze to w istocie zamach na naszą wolność. Dlatego, jeśli chcemy być niezależni, musimy walczyć. Problem z demokracją polega, niestety, na tym, że takie socjalne postulaty padają na podatny grunt i efekty tego widać po wyborach.

Walczyć można z tym na dwa sposoby. Pierwszy, który wybrało już kilka milionów osób, to ucieczka tam, gdzie system gospodarczy premiuje aktywność i pracowitość czyli np. do Anglii. Drugim sposobem jest po prostu nauka. My wybraliśmy ten drugi sposób i na łamach naszego magazynu będziemy sukcesywnie szerzyć dobre słowo o tym, jak zdobyć niezależność finansową. O tym, że ZUS i ZFE (Zamknięte Fundusze Emerytalne, bo nie są dobrowolne) to nie wszystko i że można żyć bez nich.
 
Niedawny zamach na nasze oszczędności w OFE (niech będzie oficjalna, ale kłamliwa nazwa) wielu uświadomił, że trzeba znaleźć inną drogę do bezpiecznej przyszłości. ZUS jak wiadomo jest bezsensownie reanimowanym trupem i jeśli będzie wypłacał jakieś emerytury, co jest wielce wątpliwe, to będą to sumy czysto symboliczne. Na zmiany jednak się nie zanosi, musimy więc wziąć sprawy w swoje własne ręce i tak jak powstańcy na barykadach stanąć do walki o niepodległość, tyle, że finansową.

 
Odkryj z nami wolność!
Piotr Adamski